poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Trudne decyzje

Rozdział II
Trudne decyzje

Zwykły normalny dzień. Psoty dzieciaków Hermesa, huk z kuźni Hefajstosa, wyzywające wrzaski. Zwykły dzień w obozie Herosów. No, przynajmniej dla mnie. Dla normalnych dzieci raczej walenie się mieczem po głowie nie jest normalne.
Zastanawiałem jak długo ten spokój będzie trwał. Przypomniałem sobie rozmowę z Chejronem. 
" Przysięgałem na Styks, że nie będę o tym mówił. Widać, nie mam wyboru. Bogowie ignorują zagrożenie i prawdopodobnie nie zwrócą na nie uwagi. Musicie wybrać się do rzymskiego obozu Jupiter. Najważniejsza jest przepowiednia. I czas. Macie mało czasu zanim Ona się obudzi."
W duchu przekląłem Chejrona. 
Spojrzałem z mojego domku na zatokę Long Island. On i te jego tajemnice. Poczułem czyjąś rękę na ramieniu. 
- Łoł! - krzyknąłem i zerwałem się na równe nogi. 
Niemalże padłem z ulgi widząc, że to tylko Annabeth. Śmiała się. Włosy miała spięte w koński ogon. Miała na sobie zbroję. Oparłem się o ścianę.
- Cykor cię obleciał, Glonomóżdżku? 
Wiatr zatrzasnął za nią drzwi.
- Annabeth... - jęknąłem. - Naprawdę? 
Uśmiechnęła się figlarnie. Opadła na krzesło i rozejrzała się po pokoju. Uniosła brwi.
- Ładny porządek. - stwierdziła.
Sam rozejrzałem się po moim pokoju. Skarpetki wlały się po pokoju, ogryzek leżał na stoliku koło łóżka, waliza była rozwalona na środku pokoju... Wzruszyłem ramionami. No może nie było zbyt czysto, ale... 
Zerknąłem na nią.
- Co ty tu robisz, Ann? 
Zmrużyła oczy. 
- Nie nazywaj mnie tak. 
Uniosłem ręce w obronnym geście. 
- Dobra. Już OK. 
Westchnęła. W jej dłoni pojawił się nóż i zaczęła się nim bawić.
- Zastanawiam się nad słowami Chejrona, Percy. 
Otworzyłem okno. Poczułem bryzę świeżego powietrza pachnącą oceanem. Córka Ateny obserwowała mnie uważnie.
- I co?
Odchyliła głowę do tyłu. Wiatr rozwiał jej włosy. 
- Właśnie. Co dalej? Wszystko wskazuje na to, że mamy nową misję. 
Jęknąłem cicho. Usiadłem na łóżku. Potarłem zmęczoną z niewyspania twarz. Kolejna misja. Kolejne kłopoty. Kolejne ofiary?
Annabeth czekała na moją reakcję. Poczułem gorzki smak w ustach. Dlaczego miałbym znowu wybierać się na misję? Może tym razem ktoś inny? 
- Annabeth... - powiedziałem. - Ty przyszłaś aby mnie przekonać do kolejnej misji? 
Westchnęła.
- Nie. Mam nadzieję, że się zgodzisz. Choć Chejron twierdzi...
- Co twierdzi? - zapytałem sceptycznie. 
Urwała. 
- Nieważne. Decyzja należy do ciebie. Liczę się z tym, że się zgodzisz. - stwierdziła.
Przeczesałem palcami włosy.
- A co jeśli się nie zgodzę? 
Annabeth zerknęła na mnie ze zgrozą.
- Nie możesz odmówić.  Musisz zdecydować.
- Ach, tak? Przed chwilą powiedziałaś, że decyzja należy do mnie. - oznajmiłem chłodno.
Nóż zamarł w jej rękach. Schowała go i wstała z fotela.  Jej twarz była blada i śmiertelnie poważna.
- Percy, czy ty wiesz jakie zagrożenie niesie Gaja? Ona zniszczy wszystko. Wszystko, Percy. Nie pozostanie kamień na kamieniu.
Przełknąłem ślinę. Wiedziałem, że miała rację. Jedna część mnie chciała się zgodzić, lecz druga protestowała. Spojrzałem w jej szare oczy. 
- Annabeth... - speszyłem się.
Jej brwi powędrowały w górę. Odwróciłem wzrok.
- Ja... nie mogę. Po prostu nie mogę. - powiedziałem żałośnie. 
Wkurzyła się. 
- Świetnie, Percy Jacksonie. Właśnie zarobiłeś złoty medal za największego tchórza. - warknęła i wyszła trzaskając drzwiami.

Gdy tylko wyszłam, wszystkie twarze w okolicy obróciły się w moja stronę.
- Co robiłaś w domku Posejdona, córko Ateny? - krzyknął ktoś. 
Zignorowałam wszystkie spojrzenia rzucane w moją stronę. Uniosłam wysoko głowę z gniewnym spojrzeniem. Herosi zrozumieli ostrzeżenie więc skończyły się drwiące pytania i docinki. Schodzili mi z drogi. Pomaszerowałam prosto do Wielkiego Domu. Musiałam spotkać się z Chejronem. Cała wrzałam z wściekłości na wspomnienie odmowy Percy'ego.
- Chejronie! - krzyknęłam wchodząc do środka. 
Stary centaur siedział w swoim magicznym wózku słuchając starych piosenek. Uniusł głowę gdy tylko weszłam. 
- Co się stało? - zapytał spokojnym głosem. 
Zamknęłam drzwi i opadłam na fotel. Minęła chwila, zanim się uspokoiłam i byłam wstanie powiedzieć co się stało.
Gdy skończyłam, Chejron uśmiechnął się smutno. 
- Myślę Annabeth, że jutro zmieni zdanie.
Pochyliłam się w jego kierunku.
- Co masz na myśli? 
- Wierzę, że jesteś na tyle mądra, córko Ateny aby się domyślić. Czekają was trudne wybory. Dotyczące was dwojga i nie tylko. - rzekł.  
Zbladłam. Przypomniałam sobie sen. Śniłam o Partenonie. Stałam w środku świątyni mojej matki. Zachwycałam się architekturą tej starej budowli. Nagle przede mną pojawiła się sama Atena w całej okazałości. 
- Witaj, córko. 
Czułam jak serce zaczyna mi szybciej bić.
- Mamo... 
- Widzę, że wiecie już o zagrożeniu ciągnącym na was i na nas, Olimpijczyków. 
Przytaknęłam. 
Atena westchnęła.  Nachmurzyła się.
- Zeus jest ślepy. Nie widzi tego. Na domiar złego, zamierza zamknąć Olimp aby odgrodzić się od herosów.
Zbladłam. Moje usta zadrżały. 'Opanuj się'. Pomyślałam. 'Zapanuj nad emocjami'.
- Przecież jesteście nam potrzebni! - szepnęłam.  
Twarz mojej matki złagodniała. 
- Tak. Jesteśmy. Ale mój ojciec najwyraźniej tego nie widzi.
Patrzyła na mnie uważnie. Wiedziałam czego oczekuje ode mnie. Jej oczy mówiły: " Jesteś moim potomkiem. Dzieckiem Mądrości. Liczę, że będziesz wiedziała co zrobić. "
Spojrzałam na Atenę ze stanowczością.
- Nie zawiodę cię. - powiedziałam.
Pokiwała głową. 
- Lecz gdy będziesz wykonywała zadanie, pamiętaj o jednym. Podczas wojny nie ma miejsca na miłość. Musisz dokonać wyboru.
Czułam się tak jakbym właśnie dostała w brzuch. Zabrakło mi powietrza. Czułam, że nie panuję już nad emocjami.
- Dlaczego?! - wykrztusiłam. Czułam łzy wirujące w oczach.
Twarz mojej matki zrobiła się ostra. 
- Musisz się skoncentrować, skupić na tym co robisz. Nikt nie może cię rozpraszać. 
Zachwiałam się. Świątynia zaczęła mi wirować w oczach.
- Ja... ja go kocham, mamo. 
- Nic nigdy cię nie może rozproszyć. Będziesz cierpieć przez miłość do syna Posejdona - słyszałam ten głos jakby z oddali. Wszystko się zamazało. Właśnie wtedy się obudziłam.
Teraz spojrzałam na Chejrona. 
- Dokonać wyboru. - szepnęłam. - Ja...
Centaur łagodnie patrzył się na mnie. Czekał na moją opinię. A ja mogłam podjąć tylko jedną decyzję. 
- Obiecałam, że nie zawiodę mojej matki, Chejronie. Ale ja i Percy jesteśmy sobie przeznaczeni. 
Popukał palcem po stole.
- Więc?
- Nie odgrodzę się od niego. Czas zacząć wojnę.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate