Rozdział III
"Nie uciekaj od tego, czym jesteś.
Jesteś Obrońcą. Herosem."
Jesteś Obrońcą. Herosem."
Czułem się jak dupek. Serio. Nie mogłem sobie wybaczyć odmówienia udziału w misji. 'Jeszcze nie jest za późno' - powiedział mi cichy głosik w głowie.
Aż do kolacji siedziałem w moim domku. Czułem się z tym fatalnie bo brakowało mi towarzystwa. Postanowiłem, że zrobię święto narodowe Perseusza Jacksona i choć raz w życiu posprzątam. Tyson zniknął w kuźni cyklopów więc byłem sam. Ogryzek wyrzuciłem do kosza, śmieci z podłogi zamiotłem pd łóżko, ubrania wyciepałem do walizy którą rzuciłem w kąt. Tak wyglądał mój "porządek".
Gdy rozległ się dźwięk konchy zwołującej na kolację było już ciemno. Wiatr ledwie dostrzegalnie poruszał liśćmi. Na niebie był widoczny kontur dziewczyny. Skrzywiłem się lekko. Przypominał mi on zawsze Zoe Nightshade. Córkę tytana, Atlasa która zginęła zabita przez ojca.
Przebrałem się szybko w koszulę w niebieską kratę i poczłapałem na kolację. Usiadłem sam jak palec przy stoliku Posejdona. Złożyliśmy ofiary bogom i zaczęliśmy jeść. Pawilon jadalny wypełnił wesoły gwar. Rozejrzałem się za Annabeth. Nie widziałem jej na kolacji, podobnie zresztą jak Chejrona.
Czułem dziwne spojrzenia herosów rzucane w moją stronę. Starałem się je ignorować.
- Cześć, Persiu. - usłyszałem syk za plecami. Obróciłem się. Nie zdziwiłem się widząc córkę Aresa, Clarisse. Uśmiechała się drwiąco. - I jak? Córka Ateny dała ci po twoim krzywym ryju? Była wkurzona gdy wyszła z twojego domku...
Zacisnąłem zęby.
- Nie twoja sprawa, Clarisse. - odpowiedziałem chłodno.
Zarechotała. Walnęła mnie w ramię i odeszła do swojego stolika.
Zjadłem jak najszybciej kolację i ominąłem ognisko. Nie miałem ochoty być obrazkiem widokowym. Przemknąłem się do mojego domku. Opadłem na pościelone łóżko. Przymknąłem powieki. Zanurzyłem się w krainie snu.
Było już ciemno i późno gdy wyszłam z Wielkiego Domu. Herosi śpiewali ( a raczej darli się ) przy ognisku. To znaczy, że pominęła mnie kolacja. Zmarszczyłam brwi, nigdzie wśród półbogów nie widząc Percy'ego. Przyszło mi na myśl, że być może jest w swoim królestwie. Czyli w swoim domku. Podążyłam w tamtą stronę najwyraźniej nie zauważona przez nikogo bo nikt za mną nie krzyknął. Zapukałam cicho do drzwi, lecz gdy nie usłyszałam odpowiedzi weszłam do środka.
- Światło. - szepnęłam
Światło padło na twarz rozwalonego na łóżku Percy'ego. Momentalnie otworzył oczy. Usiadł. Jego oczy rozszerzyły się ze zdumienia a po chwili błysnęła w nich radość.
- Annabeth. - powiedział.
Zamknęłam szybko drzwi i nie zastanawiając się co robię, ruszyłam ku niemu. On już stał. Pocałowałam go namiętnie. Oplotłam dłońmi jego kark. Położył dłonie na moich biodrach. Całowaliśmy się tak długo i zapamiętale, że brakowało nam oddechu.
Przygwoździł mnie do ściany. Jego lazurowe oczy spojrzały prosto w moje.
- Ann...
Nie przeszkadzało mi to teraz. Pragnęłam tylko jego.
- Percy...
Czułam jego dłonie łagodnie błądzące po moim ciele. Przeczuwałam, że to nie będzie zwykła noc.
Nie czułem się dobrze. O nie. Zdecydowanie nie. Czułem powiew zimnego powietrza Tartaru. Nie czułem się dobrze z tym co zamierzałem zrobić. Zdradzić. Zrujnować. Doskonale wiedziałem, że właśnie, na wszystkie upiory Hadesa takiego półboga jak ja Gaja potrzebuje.
Moje kroki zimnym echem odbijały się w ciemnym i dużym korytarzu.
Musiałem, choć bolało.
Czarne ściany korytarza zdawały jakby się rozszerzać gdy szedłem. W oddali było słychać szum kapiącej wody. Przejechałem dłonią po chropowatej ścianie.
Kto mnie kochał? Dlaczego mam się poświęcać dla czegoś czemu nie jestem nic winien?
Jestem odrzutem. Zdrajcą dla Olimpu. Złym kolegą, który urodził się w złym miejscu i złym czasie.
Oto ja. Nico Di Angelo. Syn Hadesa i zamierzam zdradzić Olimp. Niech świat wie.
Przyśpieszyłem kroku. Zanim się rozmyślę nad moją decyzją.
W końcu dotarłem na miejsce. Wszedłem do zimnej groty. Po środku stała jakaś postać. Nie widziałem jej twarzy bo była odwrócona tyłem.
- Syn Hadesssa... - zasyczała postać. - Czyżby jednak? Nowy rekrut nassszej pani? Ssss...
Przełknąłem ślinę.
- Tak. To ja. - powiedziałem najbardziej zdecydowanym głosem na jaki mnie było stać.
Przez moment panowała cisza aż w końcu postać zasyczała.
- Czemu odessszłeś od herosssków? Czyżby tak wielki półbóg jak sssyn Hadesa został znieważony?
Potarłem skostniałe od zimna dłonie.
- Nikt się mną nie przejmuje... Olimpijczycy pomimo mego zwycięstwa na Manhattamie traktują mnie jak powietrze... po za tym dziewczyna którą kocham...
Zrobiło mi się zimo na samą myśl o niej i jej chłopaku.
- ... ma kogoś innego. - dokończyłem.
Cichy syk rozległ się w komnacie i trwał. Po chwili zorientowałem się, że to śmiech.
- Oni wcale nie sssą lepsssi od nasss, prawda herosssku?
Syk się nagłośnił. Znowu przełknąłem ślinę. Zaczynałem wątpić czy dobrą podjąłem decyzję.
A ten niewiadomy koleś jakby wyczuwając moje wahanie syknął:
- W najsssłabszej ssstronie najsssilniejsza chęć. Zabij tę dziewczynę a obiecuję ci, że nikt już nie będzie cię traktował jak powietrze! Zabij!
Słowo "zabij" odbiło się głośnym echem w grocie i w moim mózgu. Zabić dziewczynę którą kocham? Stać się silniejszym? Tylko taka nagroda mnie czeka? Bałem się ale odważyłem się spytać:
- Tylko tyle? Siła? - zapytałem. - Ja myślałem, że...
Syk nagle stał się krótki i ostry. Gniewny.
- Co myślałeś herosssku?!
Zbladłem. Cofnąłem się o krok.
- Ja...
Drzwi do groty nagle zamknęły się za mną. Przestałem być już tak pewny. Nogi mi drżały.
- Nigdzie nie uciekniesssz. Gaja nie potrzebuje śmiertelników do życia później. - zasyczała postać gniewnie. - Potrzebuje ich na teraz. Dlatego nie obiecuje im sławy później.
Nagle zrozumiałem. Mówienie i wmawianie wszystkim, że jeśli dadzą władzę nad światem Matce Ziemi to jej zwolenników czeka nagroda. Totalne kłamstwo. Serce zabiło mi szybciej. Nie nie wplączę się w to. Poczułem, że będę bronił to co kocham i szanuję.
- Więc herosssie? - postać poruszyła się.
Wciągnąłem powietrze.
- Nigdy. Nie za taką zapłatę.
Nagle rozległ się ryk. Grota zatrzęsła się a ja omal nie straciłem równowagi. Wyciągnąłem mój sztylet. Postać odwróciła się i rzuciła się na mnie.
- Zapłacisz za to herosssie!
Moje kroki zimnym echem odbijały się w ciemnym i dużym korytarzu.
Musiałem, choć bolało.
Czarne ściany korytarza zdawały jakby się rozszerzać gdy szedłem. W oddali było słychać szum kapiącej wody. Przejechałem dłonią po chropowatej ścianie.
Kto mnie kochał? Dlaczego mam się poświęcać dla czegoś czemu nie jestem nic winien?
Jestem odrzutem. Zdrajcą dla Olimpu. Złym kolegą, który urodził się w złym miejscu i złym czasie.
Oto ja. Nico Di Angelo. Syn Hadesa i zamierzam zdradzić Olimp. Niech świat wie.
Przyśpieszyłem kroku. Zanim się rozmyślę nad moją decyzją.
W końcu dotarłem na miejsce. Wszedłem do zimnej groty. Po środku stała jakaś postać. Nie widziałem jej twarzy bo była odwrócona tyłem.
- Syn Hadesssa... - zasyczała postać. - Czyżby jednak? Nowy rekrut nassszej pani? Ssss...
Przełknąłem ślinę.
- Tak. To ja. - powiedziałem najbardziej zdecydowanym głosem na jaki mnie było stać.
Przez moment panowała cisza aż w końcu postać zasyczała.
- Czemu odessszłeś od herosssków? Czyżby tak wielki półbóg jak sssyn Hadesa został znieważony?
Potarłem skostniałe od zimna dłonie.
- Nikt się mną nie przejmuje... Olimpijczycy pomimo mego zwycięstwa na Manhattamie traktują mnie jak powietrze... po za tym dziewczyna którą kocham...
Zrobiło mi się zimo na samą myśl o niej i jej chłopaku.
- ... ma kogoś innego. - dokończyłem.
Cichy syk rozległ się w komnacie i trwał. Po chwili zorientowałem się, że to śmiech.
- Oni wcale nie sssą lepsssi od nasss, prawda herosssku?
Syk się nagłośnił. Znowu przełknąłem ślinę. Zaczynałem wątpić czy dobrą podjąłem decyzję.
A ten niewiadomy koleś jakby wyczuwając moje wahanie syknął:
- W najsssłabszej ssstronie najsssilniejsza chęć. Zabij tę dziewczynę a obiecuję ci, że nikt już nie będzie cię traktował jak powietrze! Zabij!
Słowo "zabij" odbiło się głośnym echem w grocie i w moim mózgu. Zabić dziewczynę którą kocham? Stać się silniejszym? Tylko taka nagroda mnie czeka? Bałem się ale odważyłem się spytać:
- Tylko tyle? Siła? - zapytałem. - Ja myślałem, że...
Syk nagle stał się krótki i ostry. Gniewny.
- Co myślałeś herosssku?!
Zbladłem. Cofnąłem się o krok.
- Ja...
Drzwi do groty nagle zamknęły się za mną. Przestałem być już tak pewny. Nogi mi drżały.
- Nigdzie nie uciekniesssz. Gaja nie potrzebuje śmiertelników do życia później. - zasyczała postać gniewnie. - Potrzebuje ich na teraz. Dlatego nie obiecuje im sławy później.
Nagle zrozumiałem. Mówienie i wmawianie wszystkim, że jeśli dadzą władzę nad światem Matce Ziemi to jej zwolenników czeka nagroda. Totalne kłamstwo. Serce zabiło mi szybciej. Nie nie wplączę się w to. Poczułem, że będę bronił to co kocham i szanuję.
- Więc herosssie? - postać poruszyła się.
Wciągnąłem powietrze.
- Nigdy. Nie za taką zapłatę.
Nagle rozległ się ryk. Grota zatrzęsła się a ja omal nie straciłem równowagi. Wyciągnąłem mój sztylet. Postać odwróciła się i rzuciła się na mnie.
- Zapłacisz za to herosssie!